Cześć!
Co ja mogę napisać po tak długiej przerwie? Że miałam tak dużo spraw w życiu, że na zaglądanie tutaj absolutnie zabrakło czasu i sił. Czułam też trochę lęk, że nie będą umiała napisać czegoś sensownego po takiej przerwie. W głowie mam dużo pytań o sens blogowania. Czy to ciągnąć? Czy robić to po staremu, uprawiając niezobowiązujące szyciopisanie? Czy może, tak jak uczą mędrcy marketingu online, pisać tylko „treści wartościowe dla odbiorcy”?
Tak, ta myśl o konieczności pisania rzeczy tylko pożytecznych i przydatnych zbudowała mi w głowie solidną barierę, która również przyczyniła się do omijania kwestii nowych wpisów.
Tyle się wydarzyło. Tyle, że w sumie nie ma sensu ogarnianie tego na piśmie. Im więcej mam dni w mojej kolekcji życia, tym mniej rzeczy uznaję za warte roztrząsania.
Przejdźmy szybciutko do teraz – po prostu.
`
Szyję.
Po wakacyjnym sezonie w galerii, kiedy to moja praca kaletnicza zawsze jest z doskoku, teraz mogę już w pełni skupić się na tym, co lubię najbardziej – torbach.
Moje pomysły wróciły do korzeni – używam tkanin odpadowych, dając im drugie życie (już wiem, że chcę o tym napisać – obiecuję), bawię się naszywając kolorowe aplikacje i z satysfakcją tnę stare dżinsy, tworząc z nich torby. Cieszę się tym, co robię, tak serio-serio.
.
Jeżdżę!
A z moich większych przełomów pochwalę się Wam, że po prawie dwudziestu latach przerwy w byciu kierowcą ponownie siadłam za kierownicą pojazdu mechanicznego. Ale się bałam, że nie dam rady! Okazało się jednak, że to trochę, jak jazda na rowerze – tego się nie zapomina. Stałam się posiadaczką prawie pełnoletniej Fiesty w kolorze wiosennego nieba. Nieduża, cichutka, posiada sporo blizn po swoich poprzednich właścicielach, więc nie pęknie mi serce jeśli i ja dołożę do nich jakąś ryskę.
Jest kochana i cierpliwie znosi moje problemy z ruszaniem pod górę i to, że początkowo zapominałam gasić światła wyczerpując jej akumulator do cna. Staram się jej to wynagrodzić i jak jeździmy, to puszczam tylko fajną muzę – Cocteau Twins albo Balck Sabbath – zależnie, jaki mamy nastrój. Jest malutka, co kolosalnie ułatwia parkowanie, ale bez problemu pomaga mi w transportowaniu klamotów galeryjnych między Dusznikami, a Polanicą, wozi mnie do lekarza i ze skrzynkami jabłek z działki. Generalnie – polubiłyśmy się.
A ja przyznaję rację wszystkim, którzy od dawna dziwili się, jak daję radę przy naszym trybie pracy (dwie galerie oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów), bez samochodu. Wiecie ile razy przewoziłam obrazy albo ceramikę pociągiem albo prosiłam siostrę o podwózkę?… Dużo. Tkwiąc w duchu eko i oszczędzania, zawsze sobie tego odmawiałam, uważałam że dam radę bez własnego środka lokomocji – jednak pocovidowe wykluczenie komunikacyjne, jakiemu podległy nasze małe miejscowości przeważyło szalę i zapadła decyzja o samochodziku. Tak wiec stałam się ponownie kierowcą, a nawet kierowczynią 🙂
.
I aż nie wiem co jeszcze…
Zajrzałam do poprzedniego wpisu i zobaczyłam, jakie plany miałam na 2020 rok. I kurczę, no zrobiłam to!
Sklep z torbami – jest.
Strona galerii i sklep – jest.
Reorganizacja pracowni-galerii w Dusznikach – jest, ale ściana dalej łososiowa niestety…
Urlop nadwodny, ani żaden inny nam wtedy nie wypalił, bo gdy go planowałam nie wiedziałam, że światem potarmosi pandemia Covid… potem strajk kobiet… i… uuu ale się działo przez te półtora roku. Choć patrząc na to z perspektywy kosmosu, jest to wszystko tak strasznie nieistotne.
Dlatego zostawmy to.
.
Działeczkuję
Wolę myśleć o tym, jak zagospodarować moje jabłka – jabłoń na działce obrodziła w tym roku, jak szurnięta – niż zamartwiać się, czym dobije mnie świat polityki. Zawsze, gdy mam wrażenie, że wszelkie granice panującej w nim obłudy, durnoty i cwaniactwa zostały ostatecznie przekroczone, miłościwie panujący osobnicy udowadniają mi, że byłam w błędzie. Ha! Co zrobić – lepiej myśleć o jabłkach.
.
Na tym skończę na dziś. Jeśli macie ochotę zobaczyć, jak mi teraz idzie szycie to zajrzyjcie do sklepu online – są nowości. Albo do pracowni-galerii w Dusznikach.
Albo na fejsbuki i inne instagramy. Będzie mi bardzo miło 🙂
I tym, którzy dobrnęli do końca, chciałabym zadać pytanie. Czy akceptujecie życio-szyciopisanie, czy to Was nudzi absolutnie? Piszcie bez litości, zniosę wszystko z godnością. Najwyżej znowu zamilknę na następne dwa lata 😀
A na koniec moja ukochana działka w jesiennej szacie 🙂
4 Odpowiedzi
Kasia ino-ino
ojeju… ile nowego i ileż „zrealizowanego”! ☺ Brawo.
Autko śliczne (na dodatek prawie w odcieniu ino-ino ?) Wielkie gratulacje, że siadłaś za kierownicą! tak trzymać ??
Jabłuszka cud miód, szyciopisanie też…
… tak, te same obawy i refleksje mam rozmyślając na powrotem do bloga, zwłaszcza mając na uwadze hasło o wartościowych treściach… super, że przekroczyłaś już tę barierę
ściskam!
KattaStudio
Kasiu kochana, te marketingi rękodzielnicze odbierają mi momentami miłość do mojej roboty. Muszę jakoś wypośrodkować, bo magia tego co robię zaczęła nie wiadomo gdzie i kiedy znikać.
Buziaki 🙂
Marta
Ja uwielbiam Twoje życio-szyciopisanie! Gdy uczyłam się szyć, znalazłam Twój blog w sieci i ciągle tu zaglądam, właśnie dla tego życio-szyciopisania. Bardzo się cieszę z dwóch nowych wpisów 🙂 Pozdrawiam i życzę zdrowia!
KattaStudio
Jejku, nawet nie wiesz, jak miło czytać mi takie słowa. Dziękuję i pozdrawiam ciepło ?❤️