Szyjemy torby – prucie – co i jak

with 15 komentarzy

Miałam dzisiaj w ogóle nie wychodzić z pracowni i nadrabiać zaległości w szyciu, ale pokazało się słońce, więc zrobiłam zdjęcia do wpisu, no i od razu go zamieszczam, bo jakoś tak 'mam ogromną potrzebę’ 😉

Po dłuższej przerwie wracam do cyklu wpisów poświęconych szyciu torebek – przepraszam wszystkie osoby, które niecierpliwie czekały na kontynuację tego wątku.
Dzisiaj odpowiem na część pytania-komentarza „co po kolei zszyć, dokleić i rozpruć”, a konkretnie przerobię część dotyczącą prucia. Kolejność szycia odpuszczam, ponieważ zależy ona od konkretnego modelu torby, zastosowanych ozdobników, kieszonek, pasków itp. dlatego takie rzeczy wyjdą przy tutorialach na konkretne torby i szkoda się nad nimi rozwodzić w osobnych wpisach.
Zatem na pierwszy ogień idzie prucie. Prucie, to prucie powiecie – i tyle. Ale nie! Porwę się na tak górnolotne porównanie – uwaga – kto nigdy niczego nie pruł, ten nigdy tak naprawdę nie szył – nooo, coś w stylu analogii do nauki jazdy konnej i spadania z wierzchowca 😉

 
Na zdjęciach powyższych widać malutkie ostre nożyczki oraz narzędzie określane jako: prujaczka/prutnik/przyrząd do rozcinania dziurek itp. itd. – jest ci on najlepszym przyjacielem początkującej krawcowej.
Jeśli szew poszedł Wam krzywo, coś się przesunęło, coś rozlazło, to trzeba to spruć. Nie ma, że boli. Lepiej zrobić to od razu, niż liczyć na to, że nikt tego nie zauważy – a potem przekonać się, że w skończonej torbie mamy krzywo wszyte uchwyty, czy pomarszczoną aplikację.
Ja takie zaniedbanie popełniłam raz, po czym musiałam rozpruć połowę roboty, żeby naprawić krzywulca. Teraz już zawsze działam natychmiast, nie licząc, że jakaś niestaranność cudownie zniknie w czasoprzestrzeni.
Prucie wymaga pewnej delikatności. Wiem, że gdy widzicie wpadkę, to macie ją ochotę od razu załatwić siłowo, czyli rozszarpać. Ale to się może zemścić. I próbując po prostu rozerwać krzywy szew możecie uszkodzić zespolone elementy. Dlatego polecam stosowanie tych, jakże pomocnych narzędzi 😉
Operowanie prujaczką czy nożyczkami wymaga od nas też pewnej delikatności, aby nie poczynić nieodwracalnych szkód w tym, co jeszcze było do uratowania. Tak więc rozcinamy/wysnuwamy feralny szew powoli.

Cierpliwość i delikatność to boskie cechy krawcowej niwelującej własne błędy – tak mówię ja :)))))

Cierpliwości życzy – sobie i Wam – Katta 🙂

Mikuś asystuje, jak zwykle w centrum pracownianego zamieszania. Wybaczcie nieład, ale ostatni tydzień praktycznie nie było mnie w pracowni, a dziś w popłochu nadrabiam zaległości – sprzątanie będzie później – najpierw obowiązki 😉

 

  1. Gabriudou
    | Odpowiedz

    Jak dobrze, że przyszycie i ostembnowanie czegoś tył na przód nie tylko mnie się zdarza. Ufff. Post narzędziowy, prujaczy (?) i z kotem w tle. 🙂

  2. eh, ja już też serdecznie zaprzyjaźniłam się z "prujaczką" 😉 bardzo przydatne narzędzie !

  3. Joanna J
    | Odpowiedz

    Moja się aż stępiła, muszę nabyć nową

  4. ania121971
    | Odpowiedz

    Bez tego sprzętu ani rusz:)a do prucia mam tak mało cierpliwości,wciąż nad tym pracuję;)

  5. GochaMi
    | Odpowiedz

    Ja odziedziczyłam tzw prujaczkę z takim wygiętym ząbkiem i myślałam, że ktoś ją uszkodził! A to tak ma być?! 😀

  6. Katta
    | Odpowiedz

    Ja też tak początkowo o niej myślałam 😉 – ta 'wygięta' to straszny staroć.

  7. GochaMi
    | Odpowiedz

    Zawsze tu u Ciebie coś fajnego się dowiem. Dzięki! Zapraszam do siebie po wyróżnienie 🙂 http://pieskieszycie.blogspot.com

  8. kasia ino-ino
    | Odpowiedz

    "bez prucia się nie liczy" :))
    choć czasem brakuje mi cierpliwości i najchętniej wywaliłabym i zaczęła od nowa; nie zawsze jednak da się :-)…

    kiedyś pomyliłam imię pikowane zygzakiem na środku wielkiej narzuty… trzy litery, niteczka po niteczce, prułam trzy godziny… błąd udało się naprawić niemal bez śladu… ale oby nigdy więcej nie trafić na TAKIE prucie 🙂

    pozdrawiam cieplutko,
    u mnie deszcz, szarość, chłód… brr….

  9. Katta
    | Odpowiedz

    Kasiu, nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co czułaś gdy zobaczyłaś pomyłkę – takie momenty zawsze mnie zagotowują 😉

  10. kasia ino-ino
    | Odpowiedz

    oj, to była "przygoda"…
    narzuta była szyta na prezent ślubny, zawoziłam ją późnym wieczorem do koleżanki dzień przed jej wyjazdem porannym na drugi koniec Polski na ów ślub… i dopiero u niej zauważyłam, że pomyliłam Arka z Arturem……..
    miałam niemal stan przedzawałowy…
    🙂 trzy godziny cierpliwego prucia, potem ponowne rysowanie, szycie, pranie… suszenie przy wsparciu wentylatora, żelazka i zaklęć :))
    skończyłam jakoś o 07:00 nazajutrz… zdążyłam!
    NIGDY WIĘCEJ takiego prucia :)))

    stres odsypiałam kilkanaście godzin ciurkiem 🙂

    buziaki 🙂

  11. Katta
    | Odpowiedz

    Toż to historia wprost z koszmarnego snu każdej szyjącej osóbki – podziwiam , że dałaś radę!

  12. Anonimowy
    | Odpowiedz

    "Cierpliwość i delikatność to boskie…." to jest cytat z książki " Szwaczka " a nie Pani słowa:) Pozdrawiam

  13. Katta
    | Odpowiedz

    Prawdę mówiąc, nawet nie wiem jak na ten komentarz zareagować – jest taki 'polski' 😉

    Oczywiście kajam się, że miałam czelność sformułować myśl identyczną z fragmentem książki "szwaczka", która jak mniemam należy do kanonu literatury światowej i każdy ją powinien znać. A domniemane przez anonima przywłaszczenie sobie cytatu jest karygodne :))))

    Anonimów zawsze podziwiam za merytoryczność wypowiedzi i odwagę 😉

    A teraz idę szukać tej 'Szwaczki' w bibliotece – bo okazuje się, że mam poważne zaległości czytelnicze…

    Oczywiście, ja również pozdrawiam.

  14. Anonimowy
    | Odpowiedz

    Wydaje mi się,że nie sposób sformułować myśli identycznej 🙂 Poza tym mój komentarz nie był złośliwy, po prostu akurat byłam w trakcie lektury tej książki i dlatego zareagowałam:) Książkę polecam, fantastyczna. Pozdrawiam.

  15. Katta
    | Odpowiedz

    Zawsze się zastanawiam dlaczego tego typu uwagi piszą 'anonimy'.
    Pozdrawiam 😉

Zostaw Komentarz do Joanna J Anuluj pisanie odpowiedzi